Bo nadzieja bezbożnego jak plewa wiatrem miotana i jak lekka piana rozbita przez burzę. Jak dym się rozwiała od wiatru, zatarła się jak pamięć chwilowego gościa. A sprawiedliwi żyją na wieki; zapłata ich w Panu i staranie o nich u Najwyższego.
Czym jest nadzieja bez oparcia? Nie chodzi mi przecież o żadną gwarancję, czy pewność, bo to nie wymaga już nadziei. Chodzi mi o taką nadzieję która prowadzi nas do jakiegoś celu, do jakichś zamierzeń, które stawiamy sobie na początku drogi, a nadzieja podtrzymuje w nas echo pierwotnych założeń i daje siłę.
W kontekście tego spójrzmy na dzisiejszy fragment. W pierwszym z wersetów Księga Mądrości mówi o człowieku bezbożnym, poganinie. Najprościej ujmując, o tym, jak nic nie warta jest jego nadzieja – miotana, rozbita, rozwiana, zatarta. Ile trudu więc napotyka człowiek wobec takich przeciwności, by kolejny raz, i kolejny, generować w sobie jakąś nadzieję. Nadzieję na coś. W drugim wersecie nie ma jednak o niej już ani słowa. Jest już tylko spokojne, lecz zdecydowane stwierdzenie, że sprawiedliwy ma życie wieczne, i nagrodę u Pana. Co stało się więc w tym przypadku z nadzieją? Można odnieść mylne wrażenie, że skoro mam Wiarę w Boga, i w dodatku żyje sprawiedliwie, to nie potrzebuje już nadziei bo przecież to wszystko już mi się należy, jest oczywistością. Jednak przecież nikt z nas sam sobie nie zasłużył na życie wieczne ani jakąkolwiek inną nagrodę od Pana.
Nie chodzi o to, by tylko żyć sprawiedliwie, i nie o to by tylko żyć nadzieją, którą sami sobie budujemy, i w sobie pokładamy.
Bo przecież koniec końców rozliczeni zostaniemy z Miłości, wobec Niego i ludzi, więc i nadzieje zamiast na sobie, skupmy na Bogu i jego miłosierdziu, bo to jedyne sensowne narzędzie w rękach sprawiedliwych.
Pokój +
mbr.