Czterdziesta druga mila: Mąciwoda 21
Zbliżając się do jakiegokolwiek miasta w pewnym momencie zauważamy, że w miarę zmniejszających się kilometrów ustają wszelkie znaki drogowe wskazujące cel podróży. W końcu już w ogóle ich nie ma. Dzisiejsza Ewangelia ukazuje nam Pana Jezusa wobec którego faryzeusze próbują wymusić jakiś znak potwierdzający Jego moc. Spotkanie, jak czytamy w końcówce poprzedniego fragmentu, ma miejsce w Dalmanucie. Jezus z uczniami przeprawił się tam po drugim rozmnożeniu chleba. Odległość, którą przepłynęli to dwadzieścia jeden kilometrów, równa szerokości Jeziora Galilejskiego. Dalmanuta to bowiem przeciwległy brzeg okolic Dekapolu z którego wyruszyli. Nazwę owej miejscowości bibliści tłumaczą jako „powolny podżegacz, prowokator”. Nie dziwi nas zatem fakt, że faryzeusze w takim właśnie miejscu chcą znaku. Prowokują. Podjudzają. Pan Jezus dał już jednak przecież dowód swojej Boskości. Ofiarował chleb do sytości. Problemem nie jest to, aby On dawał inne uzasadnienia, a jedynie fakt ślepoty, która przeszkadza w przyjęciu prawdy o chlebie, który jest Jego Ciałem. Ten znak wystarczy. Bez niego chęć wymuszenia innych jest zawsze ukrytą formą niedowiarstwa.
Dlatego tym, którzy domagają się znaków, my głosimy Chrystusa Ukrzyżowanego, który jest naszym pokarmem na życie wieczne (por. 1 Kor 1,22 i J 6, 54). I za ten znak bądź Panie uwielbiony!
Życzę Ci wybornego Chleba Powszedniego
Niech Dobry Bóg Cię prowadzi i +
brat michał kulczycki ofm cap.