Świadectwo Kasi

Moja przygoda ze wspólnotą Ruchu Światło-Życie zaczęła się w bardzo trudnym momencie mojego życia. Był to czas kiedy zmieniłam szkołę, a wraz z nią także i miejsce zamieszkania. Zanim to się stało ksiądz ze wspólnoty do której wcześniej należałam zachęcił mnie abym poszła na pielgrzymkę do Częstochowy. Zgodziłam się.

[Czytaj więcej…]

Nie bój się miłości

dried-flowers-1149191_1920

Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali

Jedno proste zdanie a budzi tak wiele odczuć, skojarzeń i wspomnień. Pewnie dlatego, że dotyczy tak złożonego tematu jakim jest miłość, której nie można zdefiniować jednym słowem. Jezus w wieczerniku mówi nam- jego uczniom, jaka ma być nasza miłość. Ma być-WZAJEMNA. Brzmi jak utopijna wizja świata, któremu przecież daleko do ideału. Ile razy zdarza się nam, ludziom ocenianie człowieka w autobusie, irytacja z powodu bałaganiarstwa współlokatora, kąśliwa uwaga pod adresem znajomego, który działa nam na nerwy z nieokreślonego powodu… . Czy ta wzajemna, prosta miłość jest możliwa w świecie, który tak bardzo sobie komplikujemy?

Ostatnio jechałam samochodem z pewnym Litwinem, który od piętnastu lat mieszka w Paryżu. Spytałam go, czy podoba mu się życie w w tym mieście. Odpowiedział mi, że nie za bardzo – że życie toczy się tu szybko, każdy człowiek jest zajęty swoimi sprawami i problemami. „Czyli tak wygląda to miasto miłości”, pomyślałam. Z pewnością jest to miasto namiętności, zakochanych par, romantycznych wąskich uliczek, uroczych restauracji i kafejek. Ale miłość, ta prawdziwa miłość, to nie „la vie en rose”, ciągłe porywy serca i spacery pod rękę wzdłuż Sekwany. To właśnie to, czego tak bardzo tu brak- zauważenie potrzeb człowieka obok mnie, zatrzymanie się na chwilę, poświęcenie, podjęcie trudu, walka z własnym egoizmem.

Św. Augustyn powiedział „Jeśli mówisz, mów z miłości. Jeśli upominasz, upominaj z miłości. Jeśli przebaczasz, przebaczaj z miłości.” Ja rozumiem te słowa tak- „Nieważne co robisz, ważne w jaki sposób”.  Bo te same słowa, które wypowiedziane bez miłości zabijają, wypowiedziane z miłością, powodują wzrost drugiego człowieka. Z kolei przebaczenie dokonane bez miłości, nigdy nie będzie pełne. Oczywiście, choć padną słowa wybaczenia, nie przyniosą one tej prawdziwej ulgi i wolności, jaką daje właśnie miłość.

Pozostaje jeszcze odpowiedź na pytanie: „W czym ma objawiać się nasza wzajemna miłość?” Jak ma zostać rozpoznana? Teraz, kiedy jestem daleko od wszystkich najbliższych mi osób, szczególnie doceniam te małe, „nic nieznaczące” gesty, które sprawiają, że czuję się kochana, szczęśliwa. Nasze życie składa się z tych prostych czynności, więc może aby pokazać tę naszą chrześcijańską miłość, nie musimy od razu zmieniać całego świata, dokonywać wielkich rzeczy. Bardzo podoba mi się zdanie matki Teresy z Kalkuty „ Jeśli z kimś rozmawiasz, to rób to tak, jakby to była jedyna osoba na ziemi”. Może wystarczy zwrócenie uwagi na osobę obok mnie? Dostrzeżenie jej samotności, potrzeb, okazanie zainteresowania, wspólna kawa, pokrzepiający uśmiech, pomoc w sobotnich zakupach… .

Kiedy sięgam pamięcią do czasów dzieciństwa, najbardziej pamiętam właśnie te mało znaczące sytuacje, w których, teraz to widzę, kryło się tak wiele miłości. Chciałabym wrócić do tych dziecięcych czasów, kiedy wszystko było tak proste i naturalne. Patrząc na siebie, widzę jak ciężko dziś przychodzi mi okazanie uczuć, może dlatego, że kojarzy mi się to ze strachem przed zranieniem, z okazaniem słabości. Konstruujemy samoloty, budujemy wieżowce, zdobywamy księżyc… . Dokonujemy wielkich rzeczy! Jesteśmy tacy „silni”, „niezależni”, „wolni”. Może dlatego tak ciężko przychodzą nam te drobne, najprostsze gesty, okazujące naszą ludzkość.. .

Dzisiaj rano trafiłam przypadkiem na wiersz Małgorzaty Hillar pt. „My z drugiej połowy XX wieku”. Myślę, że idealnie obrazuje to, co najważniejsze. Po prostu- Nie bójmy się MIŁOŚCI! Nie bójmy się jej dawać i przyjmować. Nie pozbawiajmy się tego skrawka raju tu-na ziemi.

Hillar

ks.


 

A TY, ZROBIŁEŚ KOMUŚ DZIEŃ DOBRY?

IMG_4022

Niech zniknie spośród was wszelka gorycz, uniesienie, gniew, wrzaskliwość, znieważenie – wraz z wszelką złością. Bądźcie dla siebie nawzajem dobrzy i miłosierni! Przebaczajcie sobie, tak jak i Bóg nam przebaczył w Chrystusie.

Zawsze kiedy w Piśmie Świętym, natykam się na tego typu sformułowania, pierwsze co przychodzi mi do głowy to odniesienie do jakichś bliżej nieokreślonych wrogich relacji. Nie powiem, żebym miał stricte wrogów – ale jak życie się układa dobrze wiecie – z kilkoma osobami do tej pory udało mi się niestety poróżnić, i teraz najzwyczajniej nam w życiu nie po drodze. Tak więc, kiedy czytam dziś te słowa, moje myśli uciekają w kierunku tych osób, choć przecież wcale nie chcę o tym myśleć, ale może właśnie łatwiej jest mi myśleć o odległych dla mnie relacjach, zamiast spojrzeć na codzienne niepowodzenia w stosunkach z najbliższymi, np. uśmiechnąć się do współlokatora który kolejny raz z rzędu wraca późno do mieszkania i wstawia pranie. Nie chodzi mi jednak o to, żeby troszczyć się o jedno, nie dbając o drugie, ale może żeby umieć naprawiać to co jest w pewien sposób odległe, trzeba uporządkować te sprawy codzienne – podchodzić do najbliższych bez zazdrości, niepotrzebnych oczekiwań, lęku… no nie wiem jak jeszcze. Myślę, że każdy wie czego potrzebuje w relacjach z najbliższymi czy tymi, których spotykamy na codzień, i sam określi właściwe podejście. Bo tak pomyślałem – jeśli przestaniemy niepotrzebnie komplikować te powszednie stosunki, to wyrobimy pewny sposób podejścia ogółem do innych osób – wzorzec to może za dużo powiedziane, ale taki naprawdę zdrowy tryb relacji, który będziemy mogli przenosić na te odleglejsze i bardziej skomplikowane sytuacje, osoby.

Pamiętam jak kilka miesięcy temu, przechodząc przez pasy potrącił mnie samochód. No dobra, dosyć mocno to brzmi, ale tak było – szedłem przez przejście dla pieszych na zielonym, a samochód który jechał z prawej, miał strzałkę kierunkową i nie zatrzymał się przed przejściem. Gdzieś kątem oka kontrolowałem sytuację i w odpowiednim momencie wskoczyłem mu na maskę, nawet dosyć wygodnie tam usiadłem. Kierowca wtedy oczywiście zahamował, spojrzeliśmy na siebie, a on składając dłonie jakby do modlitwy starał się mnie przeprosić, i rzeczywiście – uwierzyłem mu, uśmiechnąłem się. Otworzył szybę, przeprosił kolejny raz. Wokół sporo gapiów. Zdjąłem słuchawki i miałem naprawdę wielki pokój w sobie. Odpowiedziałem mu tylko, że może się cieszyć, że mam dobry dzień i żeby uważał dziś już więcej. Poklepałem go po masce i przepuściłem, zauważyłem u niego lekki, zawstydzony uśmiech i odjechał. Wszystko trwało 15 sekund, nie więcej. Później ktoś mi powiedział, że facet zapłaciłby 500zł mandatu, i czemu nie wyciągnąłem od niego jakiejś kasy, i przyznam – w pierwszym momencie pomyślałem, że kierowca trafił na dobrego jelenia… Ale teraz, wiecie, myślę, że miałem wtedy piękny dzień. Z czego to wynikało? Naprawdę mam zdrowy klimat w mieszkaniu z kolegami i to sprawia, że wychodzę stamtąd do świata dużo lepszy, pewniejszy siebie ale i spokojniejszy, bardziej otwarty, i myślę, że tamtego dnia to właśnie uratowało nas obu – mnie (być może naiwnego) i pechowego kierowcę. Być może, on nie miał tyle szczęścia i spokoju tamtego ranka, ale wierzę, że z tego skrzyżowania odeszliśmy (tzn. on odjechał) paradoksalnie obaj spokojniejsi.

Wiecie, 300 m dalej, za tym przejściem, jest jedna z ładniejszych uliczek w Warszawie – ul. Próżna, i ostatnio idąc tamtędy zauważyłem na chodniku takie małe malowidło, z tych takich, co to się je szprejem od szablonu odbija, a głosiło ono taką oto myśl: A TY, ZROBIŁEŚ KOMUŚ DZIEŃ DOBRY? I właśnie tego oczekuje dzisiejsze wezwanie z Listu do Efezjan. Bądźcie dla siebie dobrzy, miłosierni, przebaczajcie sobie, niech zniknie gniew, gorycz, bo tak należy robić. Choćby to było odrobinę naiwne, bo prawdziwa miłość do bliźnich musi być odrobinę naiwna, taka nieskalkulowana, wtedy jest szczera, i nieinteresowna.
Życzę i Wam i sobie, żebyśmy tak potrafili codziennie, bo choć powiedziałem o sobie, to jednak to wydarzenie sprzed kilku miesięcy, miesięcy posuchy, jeśli chodzi o ROBIENIE DZIEŃ DOBRY.

P.S. Napisałem, że kiedy zszedłem sobie z maski sympatycznego kierowcy, byłem bardzo spokojny, zdjąłem słuchawki i tak – pamiętam co wtedy akurat leciało.


Specjalnie dla Was, może uda się i Was dobrze nastroić.

poniżej wersja, którą osobiście bardziej preferuję, niestety nie w całości bo jest nieosiągalna w internecie.


gdyby ktoś chciał odnaleźć tą wersję należy szukać jako:
The Blind Boys of Alabama – I’m not waiting anymore (feat. Sam Amidon)

tutaj natomiast w całości, lecz w innym wykonaniu. równie piękne.

mbr.


BÓG OJCIEC

Image processed by CodeCarvings Piczard ### FREE Community Edition ### on 2015-05-18 15:20:43Z | http://piczard.com | http://codecarvings.com

Spocznij jedynie w Bogu, duszo moja, bo od Niego pochodzi moja nadzieja.

Spoczynek. Pokój. Ukojenie. Pewność. Nadzieja. Bóg. Ojciec.

Dzisiaj, w obliczu tych słów, przypominam sobie, że jestem dzieckiem. Przynajmniej nim chciałabym się czuć. Marzę o tym, żeby moje maleńkie serduszko należało tylko do Niego. Pragnę w Nim spocząć. Poczuć się jego ukochaną córeczką, słodką, niewinną, której zawsze przebacza, później przytula i daje słodkiego całusa w czółko. Bo przecież tak jest. Tak było zawsze i tak zawsze zostanie. Ale czy te zawsze wzbudza we mnie pewność?

Jako człowiek, nie jestem w stanie pojąć umysłem istoty Boga. Trudno też jest mi szczerze i wiernie kochać. Bardzo często jesteśmy świadomi naszych nieidealnych bytów. Bardzo często jesteśmy tego zbyt świadomi, zaczynamy właśnie to stawiać na pierwszym miejscu, przez co On jest gdzieś daleko.

Chcę zwrócić uwagę, że psalmista na początku zwraca się do własnej duszy: Spocznij jedynie w Bogu duszo moja. Od razu pomyślałam o rozumie i duszy. Przecież to w naszych umysłach rodzą się niedowartościowania, chore usprawiedliwienia, pogarda dla samego siebie, jako grzesznika, brak poczucia godności. Wrócę do pierwszego zdania w tym akapicie. Nie jesteśmy w stanie poznać istoty Boga, a o sobie wiemy wszystko?

Owe myśli będą pojawiały się zawsze, bo w końcu zły duch musi coś robić. Ale przecież mamy moc Najwyższego, który nieustannie wlewa w nas nadzieję miłości. On nas naprawdę kocha, nieustannie! To dzięki Niemu i naszej wierze w tą Prawdę wszystkie złe myśli zostają zapomniane.

Jeszcze odnośnie rozumu. To nie jest tak, że to z niego pochodzi całe zło. Nie, wszystko co w nas jest, jest piękne. Wszystko, czego Stwórcą jest Bóg, nasz Tatuś jest wspaniałe. Ale dopiero gdy moja dusza spocznie jedynie w Bogu, zacznę to zauważać, przebaczać sobie, akceptować. Co dalej, z tym żyć. Nie jest to łatwe, zło będzie zawsze. Bo czy umielibyśmy zobaczyć dobro, nie znając zła? Podobnie jak piękno, nie znając brzydoty?

Wszyscy jesteśmy umiłowanymi dziećmi Najlepszego Ojca. To czyni nas dobrymi i pięknymi. I wartym Jego nadziei.

Bóg, Ojciec. Mój i Twój, najlepszy, jeden. Moja Nadzieja.

nch.


 

Wielkie dzieła Boże rosną powoli

nadzieja03sty

Trzymajmy się niewzruszenie nadziei, którą wyznajemy, bo godny jest zaufania Ten, który dał obietnicę.

Często używa się słowa „beznadziejny”. Mówimy, że dany dzień czy sytuacja były beznadziejne. Ale usłyszałam też, że w słowniku chrześcijanina takie słowo nie istnieje. “Dla chrześcijanina sytuacja nigdy nie jest beznadziejna” powiedział Jan Paweł II. Jednak to jest teoria. W praktyce nie zawsze nam to wychodzi.

Każdy człowiek miewa w swoim życiu te „beznadziejne” momenty. Powodów jest wiele: utrata bliskiej osoby, nieuleczalna choroba, grzech… .Może się nam wydawać, że Bóg się od nas odwrócił, że nie zwraca uwagi na nasze cierpienie, że nic i nikt nie jest w stanie nam pomóc, nawet On. Są momenty kiedy możemy krzyczeć, błagać o pomoc ale wydaje się nam, że nikt po drugiej stronie nas nie słucha. Co wtedy?

Do niedawna na każde dobre i trudne sytuacje w moim życiu starałam się znaleźć odpowiedź. Myślałam co Bóg chce mi przez to powiedzieć, do czego chce doprowadzić. Chciałam wszystko logicznie wytłumaczyć. Często okazywało się, że moje przypuszczenia były błędne. Musiałam przyjąć, co nie było łatwe, że po prostu pewnych wydarzeń w moim życiu i ich celu, nigdy nie zrozumiem.

W filmie „Spotkanie” jest scena w której Jezus rozmawia z biznesmenem, który obwinia Go, że nie był przy nim, gdy on skacząc ze skarpy potknął się o kamień i złamał rękę.  Jezus odpowiada: „Gdybyś wtedy nie potknął się o kamień, uderzyłbyś głową o skałę i zginąłbyś”. Jednak biznesmenowi to nie wystarcza, ponieważ mówi: „Gdybyś był Bogiem, znalazłbyś sposób by mnie uratować”. Odpowiedź dała mi do myślenia: „ Dopuściłem do złamania twojej ręki, żebyś zapamiętał to zdarzenie i żebyś mógł mi dziś za nie podziękować”.

Pojawia się jeszcze kwestia cierpliwości. Ile jesteśmy w stanie czekać? „Wielkie dzieła Boże rosną powoli” powiedział ks. Franciszek Blachnicki. Abraham czekał do późnej starości na wypełnienie się obietnicy o potomstwie. Maryja czekała 30 lat na pierwszy cud Jezusa. Św. Monika doczekała się nawrócenia swojego syna- Augustyna, niewiele przed swoją śmiercią. Wiara – podobnie jak miłość – wiąże się nierozerwalnie z ufnością i wiernością. A sprawdzianem ufności i wierności jest cierpliwość. Musimy uczyć się tej cierpliwości wobec Boga, który jest tak cierpliwy wobec nas.

Jestem pewna, że te wszystkie „złamane ręce”- które za mną i te, które dopiero przede mną, są potrzebne. Ty ich nie chcesz, jednak do nich dopuszczasz. Ale i Ty cierpliwie i powoli doprowadzasz do ich zrastania. Chcę Ci dzisiaj za nie podziękować Boże- moja Nadziejo.

ks.